Edmund
Szlachta |
|
Profesor Urodziłem się 23 lutego 1922 r. w Tczewie jako syn urzędnika pocztowego Czesława i Józefy z Krzyżanowskich (córka chłopa małorolnego). (fragment z własnoręcznie napisanego życiorysu opatrzonego datą 28.06.1977)
Rozpoczynając opowieść o profesorze Edmundzie Szlachcie proszę koleżanki i kolegów z pokoleń Asnykowców, którzy mieli szczęście i zaszczyt być uczniami tego niezwykłego człowieka o wybaczenie, jeśli pominąłem sprawy bliskie i drogie ich pamięci. Odwołuję się przede wszystkim do dokumentów gromadzonych przez lata przez Profesora i pieczołowicie przechowywanych przez córkę Małgorzatę oraz do Jej wspomnień o ojcu. Pomijam treści głęboko osobiste, które zgodnie z moim przekonaniem nie powinny być upublicznione, ponieważ dotyczą intymnych przeżyć i myśli człowieka obdarzonego wielką wrażliwością i siłą odczuwania. 25 lutego 1922 r. Urząd Stanu Cywilnego w Tczewie wydał poświadczenie o rejestracji urodzin. Chrzciny według obrządku rzymsko - katolickiego odbyły się w kościele parafialnym pod wezwaniem św. Mikołaja w Kaliszu 5 kwietnia 1925 r. Od roku 1928 Profesor uczęszczał do Siedmioletniej Publicznej Szkoły Powszechnej im. Jana Kasprowicza w Pleszewie, w której ukończył pierwsze półrocze klasy szóstej, a w drugim półroczu uczył się w Siedmioletniej Publicznej Szkole Powszechnej im. św. Jana w Gnieźnie. Klasę siódmą ukończył w Siedmioletniej Publicznej Szkole Powszechnej im. Konstytucji 3-go Maja w Kaliszu w roku 1935. Rodzina Szlachtów, prawdopodobnie od kilku pokoleń, zakorzeniona była w Pleszewie. Różne jej odgałęzienia rozpierzchły się po przedwojennej Polsce z przyczyn, których dzisiaj, z braku odpowiednich dokumentów, nie sposób jednoznacznie ustalić. Na podstawie dziejów rodziców Profesora można jedynie domniemywać, że istotnym powodem mogła być wędrówka za pracą. Tak właśnie można wytłumaczyć okoliczności kolejnych przenosin ucznia szkoły powszechnej. W tym okresie Profesor był ministrantem, co jak sądzę w świetle późniejszych listów od rodziców, było bezpośrednim następstwem wychowania w duchu głębokiej religijności. Jako uczeń szkoły powszechnej uzyskiwał raczej dobre wyniki w nauce, chociaż raz był promowany warunkowo z oceną niedostateczną z matematyki. Przytaczam ten fakt dlatego, że po latach Profesor nie tylko żywo interesował się matematyką i posiadł umiejętności pozwalające mu na udzielanie korepetycji z tego przedmiotu, ale na dodatek jako korepetytor poznał swoją przyszłą żonę. Drobny urzędnik pocztowy nie zarabiał wiele, więc w domu się nie przelewało. Nie dało się ustalić, czy matka pracowała, ale jeśli nawet, to raczej okresowo, bo córka Profesora nie przypomina sobie, aby babcia otrzymywała w podeszłych latach emeryturę. Rodzice jedynaka chcieli, aby zdobył zawód pozwalający mu na osiągnięcie w przyszłości chociaż skromnego statusu społecznego. On sam bardzo chciał się uczyć i przede wszystkim usilne w tym względzie zabiegi matki sprawiły, że Profesor we wrześniu 1938 r. podjął naukę w Publicznej Szkole Dokształcająco-Zawodowej w Kaliszu, jednocześnie pracując i w tym samym roku, jak wskazują na to zachowane dokumenty, był uczniem Gimnazjum Kupieckiego Zrzeszenia Kupców Chrześcijan w Ostrowie Wielkopolskim. 21 czerwca 1939 r. otrzymał promocję do klasy drugiej. Dwa miesiące później wybuchła wojna. Któregoś wrześniowego słonecznego dnia - już pod okupacją hitlerowską - przeprowadzono w Kaliszu łapankę uliczną. To była niedziela. Pewną znaczną grupę ludzi zaprowadzono do fabryki, która mieści się dziś przy ul. Pułaskiego. Kazano trzymać w górze ręce, poszturchiwano, ubliżano, zdzierano tarcze z mundurków - deptano je na ziemi. A potem trzeba było biegać, kazano biegnąć młodszym i starszym, starym - wszystkim. Przy wejściu była na ziemi belka - w dwa długie rzędy stali hitlerowcy z pejczami, w butach - chcieli się zabawić. Każdy się przewrócił, a oni bili, kopali, śmiali się. W tej liczbie skopanych i zmaltretowanych byłem i ja - uczeń szkoły średniej - i taki był mój wrzesień roku szkolnego 1939. (z przemówienia wygłoszonego 1.09.1971 r. w I LO w Kaliszu) W ten sposób Profesor podzielił dramatyczny los milionów Polaków. Należał do pokolenia, którego najpiękniejsze lata życia przypadły na najgorszy czas. Doświadczając goryczy członka podbitego narodu przeżywał także swój dramat osobisty. W liście z Działoszyc do O. z 26.04.1944 powracał wspomnieniami do wydarzeń sprzed czterech lat: O. Dobiega właśnie pięć lat naszej znajomości. Przebiegam je myślami i analizuję. Czy Ty wiesz, co się ze mną działo po waszym wysiedleniu z Kalisza? Nie chcę wspominać rozpaczy i łez, których nie mogłem ukryć nawet przed Rodzicami (...) W swej dziecinnej prawie jeszcze naiwności, prowadzony rozpaczą, poszedłem w tajemnicy przed wszystkimi błagać duchownego ewangelickiego, Niemca (licząc na jego chrześcijańskie serce), aby zechciał poczynić starania o zwolnienie z obozu Ciebie i Twoich Rodziców, tj. moich krewnych. Duchowny ten był wzruszony do łez, no i oczywiście nic nie uczynił. Od 15.05.1940 r. Profesor, na mocy powszechnego obowiązku pracy, zatrudniony był w pełnym wymiarze godzin jako uczeń w firmie Manufakturwaren Marian Onderka w Kaliszu przy ówczesnym Rathauplatz 12. Sytuacja musiała być bardzo niepewna, skoro rozpoczął starania o uzyskanie zgody władz okupacyjnych na wyjazd z Kalisza: Z uwagi na grożące mi przez Niemców aresztowanie uciekłem w grudniu 1940 r. na teren tzw. Generalnej Guberni, gdzie na stałe zamieszkałem we wsi Donosy koło miejscowości Kazimierza Wielka (powiat pinczowski, województwo kieleckie) ( fragment życiorysu) Z zachowanych dokumentów wynika, że 16.10.1940 władze okupacyjne zezwoliły Edmundowi Szlachcie na wyjazd do Generalnego Gubernatorstwa, o czym powiadomiły ojca zainteresowanego. Z 30 grudnia pochodzi poświadczenie wymeldowania Profesora z ul. Częstochowskiej 34 w Kaliszu wraz ze wskazaniem nowego miejsca zamieszkania - wieś Turnowice w powiecie miechowskim. Rozbieżności pomiędzy faktami podanymi w życiorysie i wynikającymi z zachowanego dokumentu nie sposób dzisiaj wyjaśnić. Prawdopodobnie nie mają one zasadniczego dla losów Profesora znaczenia. Z tego czasu zachowały się dwie Kennkarty. W pierwszej, wydanej w Kazimierzy Wielkiej 23.03.1943 i ważnej do 23.03.1948, podano następujące dane osobowe: Szlachta Edmund, ur. 19.02.1925 w Kaliszu, zawód: uczeń szkoły handlowej, adres zamieszkania: Topola 107, pow. Miechów. W drugiej natomiast, wydanej 10.04.1944 w Kazimierzy Wielkiej i ważnej do 10.04.1949, dane osobowe są inne: Szlachta Edmund Józef, ur. 23.02.1922 w Tczewie, zawód: urzędnik spółdzielni, adres zamieszkania: Kazimierza Wielka, ul. Kolejowa 6. I znów zagadką pozostanie, w jaki sposób i w jakim celu Profesor stał się posiadaczem dwóch ważnych dokumentów tożsamości, biorąc pod uwagę skrupulatność hitlerowskiej biurokracji. Pewne jest natomiast, że wyjazd z Kalisza był konieczny, o czym świadczą zachowane listy rodziców kierowane do syna: Cieszymy się, żeś szczęśliwie na miejsce zajechał. Życzymy Ci w Nowym Roku zdrowia i błogosławieństwa Bożego (...) W Kaliszu położenie i stan Polaków jest okropny, a pracą gonią do późnej nocy, a najgorzej z żywnością i opałem (...) jedna rozpacz, naprawdę że już się żyć nie chce. W tych dniach będą wszyscy bezrobotni wysłani, którzy nie mają pracy, dobrze żeś na czas jeszcze wyjechał. (z listu od rodziców, datowanego 4.01.1941 - jest to pierwszy z serii listów) Według relacji córki z łapanki we wrześniu 1939 r. ojciec uratował się, ponieważ całkiem nieźle władał językiem niemieckim. Los pozostałych ofiar hitlerowskiej nienawiści do Polaków pozostał nieznany. Później, podczas pobytu w Generalnym Gubernatorstwie, wiele moralnej siły i pocieszenia dostarczali Profesorowi rodzice. Świadczą o tym liczne listy. Jednocześnie rodzice nie ukrywali przed ukochanym jedynakiem własnego trudnego położenia: Nie masz Kochany Synu pojęcia, w jakich warunkach my teraz żyjemy. Dzięki Bogu, że wyjechałeś i znajdujesz się pod opieką Państwa K., za którą będziemy Państwu K. przez całe życie wdzięczni. Pod każdym względem był Twój wyjazd konieczny. (z listu od rodziców, datowanego 24.09.1941)
Podczas pobytu w Kazimierzy Wielkiej Profesor zaprzyjaźnił się, z przebywającym tam tymczasowo, Austriakiem, studentem Akademii Sztuk Plastycznych w Wiedniu, wcielonym do Wehrmachtu i skierowanym na front wschodni. W świetle wspomnień córki Profesora był to człowiek, który nie żywił wrogości do Polaków i dla którego udział w wojnie był największym nieszczęściem. Obiecali sobie wówczas, że jeśli obaj przeżyją wojnę, spotkają się w lepszym świecie. Austriak nigdy już potem nie dał znaku życia - prawdopodobnie zginął na wschodnim froncie. Ta krótkotrwała przyjaźń nie była wówczas bezpieczna, ponieważ narażała na oskarżenie o kolaborację. I nie ma się czemu dziwić, biorąc pod uwagę cierpienia podbitego narodu i ich zbrodnicze na ludzkim umyśle następstwa. Pozostanie jedynie domniemaniem, czy już wówczas człowiek i jego najbardziej ludzkie sprawy stały się dla Profesora tak ważne jak na lekcjach języka polskiego, w których następujące po sobie pokolenia Asnykowców miały szczęście uczestniczyć. Jeśli prawdą jest, że nieszczęścia uszlachetniają - gdyż otwierają nas na drugiego człowieka i każą przyjmować go takim, jakim jest w swojej bezbronności wobec losu - to warto przytoczyć tutaj jeszcze jeden fragment z listu od rodziców, opatrzony datą 24.09.1941, gdyż może on wyjaśnić szlachetną wyrozumiałość i siłę przebaczenia wobec naszej sztubackiej niedojrzałości i nieodpowiedzialności: Rysiek B. wyjeżdża w tych dniach na front wschodni. Syna Pana W. ( kolejarza ) wywieziono do Niemiec do pracy. (...) S. nie ma pracy i mieszka na starym miejscu, natomiast J. wyprowadził się w dzielnicę żydowską. Z. choruje z wycieńczenia. Umarła K. córka na gruźlicę, druga córka dogorywa. Ogółem ludzie chorują z wycieńczenia. Kto jest kochanym, ten potrafi docenić ten dar i ma szansę zaznać dobra od innych ludzi w sytuacji, kiedy najbardziej tego potrzebuje. W liście od rodziców, opatrzonym datą 22.03.1943 czytamy: Jesteśmy także spokojni i ucieszeni, że Tobie nic nie zagraża i jesteś, jak nam zaznaczyłeś, na miejscu dobrze zabezpieczony, a to najgłówniejsze. (...) Również cieszymy się z energii i pracy Twej w nauce, jak i Twej znajomości z ludźmi inteligentnymi i dobrymi. Zasady te stosuj Kochany Synu dalej w Twem życiu. Po latach wielu spośród wychowanków Profesora potrafiło docenić jego zasady, które oznaczały pozyskiwanie sobie ludzi wdzięcznych i pamiętających, że właśnie dobrem należy za dobro odpłacać. Nie jest tutaj możliwe przytoczenie dziesiątków tekstów z widokówek i telegramów, które Profesor przechował w swoich zbiorach - dlatego też muszę ograniczyć się do nielicznych: Nie jest łatwo wychowywać ludzi, kształtować ich umysły, urabiać charaktery. Ten, kto podejmuje się tego zadania, staje się współpracownikiem Boga w stwarzaniu drugiego człowieka - kontynuuje dzieło zaczęte przez Stwórcę.
( fragment życzeń z kartki opatrzonej datą: listopad 1986, Drogiemu wychowawcy dużo zdrowia i radości życzy Marek Moga ( tekst telegramu z 16.11.69 - na odwrocie Dziewczynka z kwiatkami). Prosimy o słuchanie Poetyckiego Koncertu Życzeń w dniu 13.11.68 o godz. 21.30 w programie I Polskiego Radia. ( Warszawa, dnia 8 listopada 1968 r.)
Odwołując się w życiorysie do doświadczeń z lat okupacji Profesor napisał:
Zachowały się dwa egzemplarze noweli niemieckiego pisarza Teodora Storma
Jezioro Immen w tłumaczeniu Edmunda Szlachty. We wstępie Profesor
przytacza tekst, który Storm napisał już jako starzec:
Córka doskonale pamięta, że ojciec często cytował A. Camusa, który tak
powiedział o życiu i śmierci: Niewątpliwie Profesor obdarzony był dużym poczuciem humoru, o czym z pewnością pamiętają jego byli uczniowie. Wymownym tego przykładem jest osobliwa pamiątka z czasów tajnego nauczania - Pieśń o strasznym watażce Sobieraju - Sobierajowiczu zbiorowego autorstwa Kompletu klasy IV, opatrzona wstępem E. Szlachty i mottem Ku pokrzepieniu serc. Dziełko to, będące parodią poematu heroicznego, dedykowane prof. dr Stanisławowi Tyncowi na pamiątkę z lat okupacji, ukazało się w Kazimierzy Wielkiej w 1943 roku.
Według dokumentu z 15.02.1944 Profesor, w tym czasie tajny nauczyciel, pracował
jednocześnie w Landwirtschaftliche Handelsgenossenschaft Rolnik w
Kazimierzy Wielkiej. Mając stałe zatrudnienie i stałe zameldowanie mógł więc
czuć się względnie bezpiecznie. W nie wyjaśnionych okolicznościach opuścił
Kazimierzę Wielką (wg zachowanego dokumentu wymeldowany 15.05.1944 ) i przeniósł
się do Działoszyc w powiecie miechowskim, gdzie mieszkał na ul.
Skalbmierskiej 22. Z zapisków w zachowanym do dziś Zeszycie
obrachunkowym można domniemywać, że zarabiał w tym czasie na życie
dostarczaniem mieszkańcom okolicznych wsi podstawowych produktów spożywczych
i przemysłowych. Obszar Polski, do którego należało województwo kieleckie,
został wyzwolony przez Armię Radziecką na początku drugiej połowy 1944 r. Wówczas
Profesor wystąpił o legalizację wyników uczestnictwa w tajnym
nauczaniu. W ten sposób na mocy decyzji Państwowej Komisji Weryfikacyjnej z
dnia 23.08.1944 uzyskał Świadectwo ukończenia Gimnazjum Ogólnokształcącego,
a następnie decyzją tej samej Komisji z dnia 19.02.1945 Świadectwo dojrzałości
Liceum Ogólnokształcącego.
Po latach córka Profesora powiedziała, że ojciec, uzasadniając powód zmiany
kierunku studiów, nazwał prawo brudami. Zwracam się z uprzejmą prośbą do Pana Naczelnika o poparcie starań o posadę nauczycielską studenta naszego uniwersytetu, p. Edmunda Szlachty, a mojego ucznia z czasów wojny, z tajnych kompletów (...) Ja tylko dodam, że znam tego ucznia jako człowieka zdolnego i pracowitego. W czasie wojny i okupacji, odcięty od rodziny, zdany całkiem na własne siły, zdołał skończyć w tajnych kompletach studia licealne (...) Teraz studiuje polonistykę i w dalszym ciągu przebija się o swoich własnych siłach.
Poparcie przyniosło właściwy skutek i Profesor mógł później odnotować w swoim życiorysie: Od r. szkolnego 1948/49 pracuję w zawodzie nauczycielskim w charakterze nauczyciela języka polskiego. W roku szkolnym 1948/49 pracowałem w liceum w Oleśnicy, w następnym roku szk. w I Liceum Ogólnokształcącym, potem zostałem przeniesiony do byłego Liceum Towarzystwa Przyjaciół Dzieci w Kaliszu, a od 1 września 1961 r. do chwili obecnej pracuję znowu w I Liceum Ogólnokształcącym im. A. Asnyka. W latach stalinizmu oświata znalazła się pod silną presją komunistycznej ideologii, nic więc dziwnego, że Profesor w latach 1950 - 1954 składał egzaminy z zakresu wiadomości objętych programem kształcenia ideologicznego. Warto tu jedynie przypomnieć, że pomyślny wynik takich właśnie egzaminów był w tamtych czasach równoznaczny z uzyskaniem prawa do dalszej pracy w zawodzie nauczycielskim. Zachowało się z tego okresu osobliwe pismo urzędowe: Dyrekcja Liceum Ogólnokształcącego dla Pracujących w Kaliszu niniejszym zaświadcza, że Ob. Szlachta Edmund jest w roku szkolnym 1953/1954 wykładowcą j. polskiego tut. Liceum. Do klasy zamkniętej uczęszczają pracownicy K.M. PZPR (I Sekretarz, II Sekretarz K.M., Kier. Propagandy). W świetle wspomnień córki Profesor nie był nigdy zwolennikiem komunistycznej ideologii, gdyż była ona sprzeczna z jego pojmowaniem świata i człowieka. Wielkie dzieła literatury powszechnej i polskiej nie potwierdzały słuszności racji zwolenników nowego ładu. Jednocześnie Profesor nie chwalił politycznych i społecznych realiów Polski przedwojennej. Można powiedzieć, że raczej żył ideami, które trudno zaklasyfikować do obrębu klasycznie pojmowanych systemów społeczno - politycznych. Jak podkreśla córka: Ojciec nie był tu, Żył we własnym świecie, Interesował się literaturą, matematyką, łaciną, astronomią. Powiedział do córki, kiedy była małym dzieckiem: Gwiazdy nie spadają, bo każda z nich jest słońcem. Profesor miał wyostrzone spojrzenie na rzeczywistość, w której żył i z pewnością nieprzypadkowo napisał w swoich Materiałach pedagogicznych: Uważam, że postęp dokonuje się nie przez ciągłe oklaskiwanie i przyklaskiwanie, ale konstruktywną krytykę tego, co złe, niewłaściwe, krzywdzące. (brak datowania) Pozwolę sobie dodać, że myśl ta jest, niestety, ciągle aktualna w kontekście spraw i wydarzeń jak najbardziej nam współczesnych.
W roku 1950 Profesor zawarł związek małżeński z Danutą, z domu Frydrychowicz, a w następnych latach był ojcem dwojga dzieci - Jana Krzysztofa i Małgorzaty. Zachowała się laurka od kilkuletniej córki: Kochanemu tatusiowi zdrowia, szczęścia życzy Gosia. Dużo szczęścia i słodyczy tatulkowi Gosia życzy. W 1954 Edmund Szlachta został w wyniku wyborów radnym Miejskiej Rady Narodowej i pełnił funkcję przewodniczącego Komisji Oświaty. Rok później uzyskał Dyplom nauczyciela szkół średnich ogólnokształcących i zakładów kształcenia nauczycieli w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Opolu. Nie sposób tutaj przytoczyć wszystkich dowodów uznania i oddania, jakie następujące po sobie pokolenia Asnykowców słały Profesorowi. Żywię przekonanie, że nikt, kto był uczniem Mundka, nie zaprzeczy, że cieszył się On wyjątkowym poważaniem jako dydaktyk i wychowawca:
Kiedy zbliża się historia,
(z dyplomu z okazji Dnia chłopca najmilszemu i najwspanialszemu Chłopcu
Z okazji Święta Pracy śliskie umizgi szefowi zasyła Bydło z
XI D
Setną lekcję dzisiaj mamy, (Fragment piosenki uczniowskiej - brak datowania)
A Pan Szlachta biedny człowiek, ( fragment piosenki uczniowskiej z wycieczki w Góry Świętokrzyskie - brak datowania)
W świetle wspomnień córki Profesor był pochłoniętym pracą nauczycielem z
powołania, a szkoła była dla niego całym życiem. Tam uporczywie szukał
swojego spełnienia i odnajdował, choć zapewne nie bez rozczarowań, goryczy i
zawodów. Nie żył sprawami materialnymi. Cenił niezależność. Jako
wychowawca wielu pokoleń uczniów nie był moralistą - przyznawał ludziom
prawo do wolności sumienia i dokonywania w życiu wyborów zgodnie z własnymi
przekonaniami. Cytując J.P. Sartre`a: Sam napisał:
Wokół osoby Profesora narosło przez lata wiele anegdot. To dowód na to, że był postacią niezwykle popularną i barwną. Nie przytaczam ich tutaj, ponieważ zajęłyby wiele stron. Pozwolę sobie jedynie przypomnieć, że poza formami jak najbardziej tradycyjnymi Profesor odpytywał metodą zaczerpnięcia, metodą ciosu w brzuch oraz tych którzy spoczęli na laurach. Będąc człowiekiem obdarzonym dużą dozą humoru jednocześnie bardzo poważnie i głęboko traktował swoją profesję. W swoich materiałach
pedagogicznych zanotował: (brak datowania) Te słowa współbrzmią z
sentencją A. Rudnickiego, jaką odnalazłem w zapiskach Profesora: W innym miejscu w materiałach
pedagogicznych czytamy: Kilka stron dalej Profesor
dodał: Podczas jednej z rad
pedagogicznych (brak datowania), sądząc z kształtu pisma, odnotował w wyraźnym
wzburzeniu emocjonalnym:
W wolnych chwilach Profesor słuchał muzyki klasycznej, ale był także ciekaw,
co dzieje się w muzyce młodzieżowej. Córka pamięta, jak uczniowie przynieśli
Profesorowi pierwszą płytę Beatlesów. Przede wszystkim jednak w wolnym
od nawału pracy czasie czytał, gdyż jak sam napisał: Doświadczenia wojenne sprowadziły
wątpliwości natury religijnej. Córka pamięta, jak ojciec pytał: Prawdopodobnie kryzys wiary
jeszcze bardziej otworzył Profesora na człowieka. Jeżeli tak w istocie było,
to nieprzypadkowo w swoich zapiskach cytuje Sofoklesa: Profesor był organizatorem i opiekunem młodzieżowego zespołu muzycznego Waganci, wieloletnim i aktywnym opiekunem Koła Towarzystwa Krzewienia Kultury Świeckiej przy I LO, założycielem i wieloletnim opiekunem Koła Towarzystwa Miłośników Kalisza przy I LO, wielokrotnie wygłaszał odczyty na temat literatury w Bibliotece ZNP oraz referaty okolicznościowe w Teatrze im. W. Bogusławskiego podczas Zjazdów Asnykowców, był także prelegentem Towarzystwa Wiedzy Powszechnej Uniwersytetu Powszechnego dla Rodziców. Zawodowa i społeczna aktywność szła w parze z wiarą w sprawczą siłę literatury w świecie powszednich spraw ludzkich, o czym świadczy temat jednej spośród wielu, podobnych sobie pod względem ideowym, prelekcji: Bogactwo uczuć i środki ich wyrażania w poezji Jana Kochanowskiego (na podstawie Fraszek). Można powiedzieć, że w takiej sytuacji Profesor objawia się jako spadkobierca tradycji romantycznej.
Żywił szacunek dla wychowanków szkoły, z którą związał się na wiele lat
życia. Z pewnością głęboko wierzył, że ucznia należy spostrzegać od
jego dobrej strony i wybaczać mu błędy będące następstwem młodzieńczej
niedojrzałości. Uważał, że najlepszym profesorem jest życie i tym bardziej
cieszył się z osiągnięć absolwentów starej budy. Podczas Zjazdu
Asnykowców w 1978 r. Profesor powiedział: (Południowa Wielkopolska - październik 1978) W związku z tym Zjazdem
dziennikarz lokalnej gazety napisał: (Ziemia Kaliska - 23. 09. 1978)
W roku 1975 Profesor został odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi, a w 1978 otrzymał Nagrodę Ministra Oświaty i Wychowania za wybitne osiągnięcia w pracy dydaktycznej i wychowawczej. W tym samym roku Uchwałą Prezydium Zarządu Wojewódzkiego ZBOWiD w Kaliszu został powołany na członka Wojewódzkiej Komisji Historycznej w Kaliszu. W związku z tą nominacją Profesor, który był członkiem ZBOWiD w uznaniu zasług w tajnym nauczaniu, zanotował w swoich zapiskach: W Komisji nie rozwinąłem aktywniejszej działalności z powodu bardzo złego stanu zdrowia: żółtaczka, zaleczona gruźlica, dwie operacje: resekcja żołądka, wycięcie woreczka żółciowego. W 1982 Profesor został wyróżniony Nagrodą Kuratora Oświaty i Wychowania w Kaliszu i 1. 09. przeszedł na emeryturę. Rok później, podczas kolejnego Zjazdu Asnykowców, otrzymał odznakę Honorowy Obywatel Miasta Kalisza . W ostatnich latach zawodowej aktywności Profesor, w świetle wspomnień córki, był coraz bardziej zmęczonym człowiekiem. Później, podczas długich nocnych rozmów, powracał do dawnych lat, ale także z dużym zainteresowaniem komentował najnowsze wydarzenia. Z wiarą w lepszą przyszłość powitał przełom polityczny w roku 1989. Obiecywał sobie, że napisze o wszystkich ważnych w swoim życiu ludziach i wydarzeniach, ale jakoś nie znalazł na to czasu. Po śmierci żony nie chciał być ciężarem dla swoich dzieci, tak jak przez całe swoje życie nie chciał być ciężarem dla nikogo niezależnie od okoliczności, dlatego zamieszkał najpierw w Domu Kombatanta, a potem w Domu Opieki Społecznej przy ul. Winiarskiej. To był wybór Profesora - wspaniałego humanisty, który nieustannie poszukiwał swojego miejsca w świecie i chciał decydować o swoim losie.
Edmund Szlachta zmarł po ciężkiej chorobie 26.11.1991. Włodzimierz Garsztka, absolwent rocznik 1970 |
||||||||||||||
Edmund Szlachta - nauczyciel i wychowawca
Humanistyka była pasją profesora Szlachty, a nauczanie jego żywiołem. Kochał literaturę, kochał młodzież i spełniał się w tym, co robił. Miał dar przekazywania wiedzy. Potrafił mówić o literaturze, a więc o sprawach dość odległych od tego, czym żyła młodzież na co dzień, z pasją, która niezbyt zajmujące wówczas uczniów sprawy czyniła ważnymi i interesującymi.
Pozornie odległe od współczesności tematy w oryginalny sposób odnosił do bieżącego życia, do aktualnych spraw społeczno - politycznych. Cenił wolność myśli i wolność słowa wbrew czasom, w których żył, i szacunek dla tych wartości przekazywał swym wychowankom. Jego uczniowie wiedzieli, że miał negatywny stosunek do ówczesnego ustroju, choć nie mógł mówić o tym wprost. Wypowiadał się aluzyjnie, pozwalał sobie na kpiny, uśmiechał się, mówiąc o czasach gomułkowskich. Znakomicie parodiował ówczesnych przywódców partii.6
Niepokorny, niezależny, narażał się i budził szacunek, choć uczniowie nie zawsze wówczas rozumieli jego aluzje i
szyderstwa.7
Życzliwie oceniał i podkreślał osiągnięcia uczniów. Dobra ocena była powodem do dumy, satysfakcją zarówno ucznia, jak i
nauczyciela.14 Stawiał oceny z komentarzem, np. ledwie trzy, jeszcze trzy, nadal trzy, za to bez plusów i minusów. Jeśli zaś ktoś napisał świetnie wypracowanie, chcąc nagrodzić ucznia, stawiał dwie piątki.15
Żył tym, czym żyła młodzież. Kiedy przyszli do niego chłopcy, by zaopiekował się nimi, bo chcą stworzyć zespół muzyczny, nie odmówił im. Wyprosił w komitecie rodzicielskim i dyrekcji szkoły pieniądze na zakup instrumentów: saksofonu, kontrabasu i gitar. Chłopcy ściągnęli z żeńskiego liceum solistkę,
E. Szlachta przyjął ją do zespołu. To była Zdzisława Sośnicka, która z "Wagantami" - bo tak się nazywał zespół - rozpoczęła swą karierę muzyczną. Waganci występowali na zabawach szkolnych, uczestniczyli w festiwalach, między innymi w Międzyzdrojach i we Wrocławiu, uzyskując wyróżnienia. Profesor cieszył się ich
sukcesami.32
W czasie któregoś z wyjazdów wyszło na jaw, że zamożniejsi chłopcy wykpiwali się od dyżurów (sami musieli przygotowywać śniadania i kolacje, robili też zakupy, dźwigając plecaki z prowiantem), płacąc za nie biednemu koledze. Profesor był rozgniewany, zareagował
ostro.33 Przypisy
Barbara Brodziak. |
Twórcą i
sponsorem stron internetowych Ziemi Kaliskiej jest firma rodzinna
- Zakład Informatyki i Elektroniki MIKROSAT, |