Alfons Parczewski (1849-1933) |
|
|
Parczewski Alfons (1849-1933), polski działacz narodowy, historyk, prawnik. Od 1881 członek tajnego komitetu niesienia pomocy Mazurom. 1884-1891 wydawał bardzo poczytne Nowiny Śląskie, przeznaczone dla polskich ewangelików na Dolnym Śląsku. W latach 1904-1908 członek Stronnictwa Narodowo-Demokratycznego, przeciwny prorosyjskiej polityce R. Dmowskiego. 1906-1912 poseł do rosyjskiej Dumy. W okresie I wojny światowej zwolennik państw centralnych. Od 1915 profesor UW. Od 1919 profesor Uniwersytetu Wileńskiego. Autor licznych opracowań z dziedziny prawa, historii i etnografii. |
Spotkania z wnuczką Alfonsa Parczewskiego Pierwszy etap przygotowań do nadania Pedagogicznej Bibliotece Wojewódzkiej w Kaliszu imienia Alfonsa Parczewskiego zakończył się wydaniem w 1992 r. Bibliografii pt. Alfons Parczewski - życie i dzieło. I jak to w życiu bywa, przypadek sprawił, iż książeczkę tę nabyła kaliszanka, która znała wnuczkę Alfonsa Parczewskiego, panią Antoninę Meysztowicz właścicielkę kamienicy przy ulicy Babinej w Kaliszu. W maju 1994 r. książnica pedagogiczna w Kaliszu otrzymała imię Alfonsa Parczewskiego. Uroczystość tę uświetnili swoją obecnością m.in. państwo Antonina i Oskar Meysztowiczowie, ich średni syn Olgierd z żoną Dominiką i dziećmi: Olgierdem i Filipem oraz Antoni Parczewski z Bydgoszczy. Wtedy też po raz pierwszy miałam okazję poznać niezmiernie sympatycznych państwa Meysztowiczów mieszkających w Krakowie. W lipcu 1995 r. skorzystałam z zaproszenia pani Meysztowiczowej do przyjazdu do Zakopanego, gdzie spotkałam się z przemiłymi gospodarzami - Antoniną i Oskarem Meysztowiczami. W pamięci pozostał szczególnie jeden z wieczorów poświęcony wspomnieniom. Pani Antonina, która zna świetnie historię rodziny, na moją prośbę wspominała dziadka - Alfonsa Parczewskiego, przypominając sobie wydarzenia sprzed ponad 60 lat, czasem przytaczając fakty, które i dziś szokowałyby czytelników, a czasem anegdoty - nie tylko z życia dziadka. Alfons Parczewski był masonem. Insygnia wolnomularskie (fartuszek masoński, cyrkiel, kielich) przekazała w maju 1933 r. Muzeum Ziemi Kaliskiej Regina Sędzimirowa - córka Parczewskiego. Parczewski otrzymał m.in. order Polonia Restituta, niestety order ten - przechowywany w Zakopanem - padł łupem złodziei. Dziadek bardzo lubił czytać dzienniki w łazience, podchwycił to pewien dziennikarz i narysował karykaturę Parczewskiego czytającego gazetę w wannie. Na pewnym zebraniu - według informacji Reginy przekazanych córce Antoninie - postawiono przed Parczewskim tort, a ponieważ był on łasy na słodycze przez cały czas podjadał tort łyżeczką. Pod koniec zebrania okazało się, że tort znikł. W wieku 16 lat Parczewski zdał maturę, w wieku lat 20 miał ukończone dwa fakultety. W 1878 r. ożenił się z Aleksandrą z Bochdanów, córką Hipolita. Praca i działalność społeczna pochłaniały mu tyle czasu, że nie miał go już dla żony. Żona czuła się zdominowana przez teściową i siostrę męża Melanię i kiedy była w 6 lub 7 miesiącu ciąży wyjechała do Zadwórza na Podolu - majątku swojego ojca. Aleksandra była drobna, w przeciwieństwie do Parczewskiego, który był człowiekiem wysokim. Była uzdolniona muzycznie i według opinii wnuczki wspaniale grała na fortepianie, pragnęła aby Antonina uczyła się gry na fortepianie, ale wnuczka nie miała zdolności muzycznych. Aleksandra świetnie mówiła po niemiecku i francusku. Dopóki Parczewskiemu dopisywało zdrowie, przyjeżdżał z Wilna do Zakopanego i odwiedzał żonę, która wówczas tam mieszkała. Kiedy czuł się gorzej nie przyjeżdżał już ani do Zakopanego ani do majątku Jusiny Walentego Parczewskiego. W czasie choroby, przez kilka miesięcy opiekowała się Parczewskim w Wilnie żona. Aleksandra Parczewska zmarła 9 stycznia 1929 r. w Zakopanem, chorowała na zapalenie płuc, ale śmierć spowodował skrzep w nodze. Pochowana została na nowym cmentarzu w Zakopanem przy ul. Nowotarskiej. Parczewski wydawał pieniądze na budzenie ducha narodowego. Środki uzyskiwał m.in. ze sprzedaży kamienic, jakie posiadał w Kaliszu, gdy w pewnym momencie zabrakło pieniędzy wziął 40 tys. pożyczki w Towarzystwie Kredytowym w Kaliszu i zadłużył kamienicę przy ul. Babinej. Dom przy ul. Babinej nie został sprzedany tylko dlatego, że był kupiony za posag żony. W 1919 r. Parczewski przeniósł się na stałe do Wilna, był dziekanem Wydziału Prawnego Uniwersytetu Stefana Batorego (1919/20-1921/22), a następnie rektorem tej uczelni (1922/23-1923-24). Mieszkał początkowo u krewnego - adwokata Walentego Parczewskiego, później otrzymał 3-pokojowe mieszkanie przy ul. Zamkowej 24. Miał tam służącą Malwinkę, która bardzo o niego dbała, w związku z tym bardzo przytył i pod koniec życia ważył 110 kg. Profesor Parczewski był wyjątkowo roztrzepany. Tylko interwencja Malwinki uchroniła go pewnego razu przed dotarciem na wykłady w niekompletnym stroju. Parczewski wykładał na Uniw. Wileńskim prawo kościelne. Egzaminując studentów nie pytał o to, czego nie było na wykładach lub w podręcznikach. Wnuczka kilka razy była w Wilnie, pamięta że była na wykładach dziadka z historii, przez rok mieszkała też w Wilnie u dziadka. Dziadek nazywał ją Anciutką. Pamiętał zawsze o jej urodzinach, przysyłając życzenia. Bardzo dużo osób odwiedzało Parczewskiego, częstym gościem oraz przyjacielem był lekarz prof. Aleksander Januszkiewicz (1872-1955)1, który został rektorem Uniw. Wileńskiego po Parczewskim. Parczewski przyjaźnił się z prawnikiem prof. F. Bossowskim, który wykładał prawo rzymskie. Bossowski uchodził za dziwaka. Przyjacielem Parczewskiego był też językoznawca prof. Jan Baudouin de Courtenay (1845-1929) znający 42 języki z narzeczami. Parczewski bardzo dużo pisał, pisał artykuły do ostatnich dni swego życia, na jego biurku - wspomina wnuczka - było mnóstwo papierów. W sierpniu 1914 r. Parczewski zapakował wszystkie meble, portrety i porcelanę i wywiózł z Kalisza. Portrety rodzinne znajdują się obecnie w Krakowie i Zakopanem. Zachowany komplet mebli stanowi wyposażenie saloniku zakopiańskiej willi. Są tam też dwa lustra z Wodzierad i sekretarzyk, który wcześniej należał prawdopodobnie do matki Słowackiego, pochodzący z majątku Ubień na Podolu. Piękna porcelana - 12 filiżanek z motywami kwiatowymi, każda z innym motywem, z czasów sprzed Katarzyny Wielkiej - została sprzedana, a pieniądze przeznaczone zostały na remont willi w Zakopanem, choć - jak podkreśla pani Meysztowiczowa - obiecała matce, że porcelany nie sprzeda. Córka Parczewskiego - Regina urodziła się w majątku Ubień na Podolu. Majątek ten należał wcześniej do matki J. Słowackiego. Regina podobna była do ojca - szczupła i wysoka, z jasnoniebieskimi oczami. Ukończyła gimnazjum Sióstr Niepokalanek w Jazłowcu, następnie przez pół roku była w nowicjacie. Potem jednak zrezygnowała z pozostania w zakonie. Miała zdolności plastyczne, pięknie malowała, rysowała mapy. W 1912 r. wyszła za mąż za Mieczysława Sędzimira, obywatela miasta Krakowa i członka rady miejskiej. Mieczysław Sędzimir2 urodził się 13 lutego 1870 r. w Warszawie. Po I wojnie światowej osiadł w Zakopanem. Był działaczem Towarzystwa Tatrzańskiego (później Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego) oraz Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego. W latach 1921-23 był redaktorem odpowiedzialnym Gazety Zakopiańskiej. Chorował na gruźlicę, zmarł 9 czerwca 1948 r. Regina, pod koniec życia częściowo sparaliżowana, zmarła 17 stycznia 1959 r. Sędzimirowie - rodzice pani Antoniny - pochowani zostali na nowym cmentarzu w Zakopanem przy ul. Nowotarskiej. Kolejne spotkania z panią Antoniną Meysztowicz odbyły się we wrześniu 1998 r. znowu w Zakopanem. Tu pani Meysztowiczowa bardzo lubi przebywać, mówi, ze kocha Zakopane, nawet wtedy kiedy pada deszcz. Niezmiernie sympatycznej i życzliwej gospodyni zawdzięczam wspaniały pobyt w Zakopanem i oczywiście całe mnóstwo wspomnień poświęconych rodzinie Parczewskich, Sędzimirów i Meysztowiczów, a zatem i pora powiedzieć nieco więcej o wnuczce Alfonsa Parczewskiego. Antonina Meysztowicz - urodziła się w 1917 r. w Zakopanem. Od 8 roku życia mówiła po francusku, nawet na wakacje matka wynajmowała guwernantki mówiące po francusku. W wieku 11 lat rozpoczęła naukę u Sióstr Niepokalanek w Nowym Sączu, gdzie uczyła się 3 lata. W klasztorze bardzo źle się czuła i matka zabrała ją do Zakopanego, tam uczyła się w liceum Szarotka. W Zakopanem zdała maturę. Ukończyła szkołę pielęgniarską i dwuletnią szkołę felczerską. Przez 20 lat związana była ze służbą zdrowia, pracowała w Centralnej Poradni Lekarskiej PKP w Krakowie. W 1958 r., kiedy najmłodszy syn miał trzy miesiące, zdała egzamin do Akademii Medycznej w Łodzi, musiała zrezygnować ze studiów ponieważ nie mogła zapewnić dzieciom, matce i teściowej opieki. W 1946 r. wieku 28 lat wyszła po raz pierwszy za mąż za Jerzego Ossolińskiego, którego poznała, gdy miała lat 16. Ślub odbył się w Księżówce w Zakopanem. Z mężem i teściami zamieszkała w Warszawie, niestety boćki okazały się złośliwe i nie przynosiły dzieci. W 1953 małżeństwo Antoniny i Jerzego Ossolińskich zostało unieważnione. Jerzy Ossoliński zmarł na raka w 1985 (lub 1987). W 1953 roku odbył się ślub Antoniny z Oskarem Meysztowiczem, z tego związku przyszli na świat trzej synowie: Oskar (1955-5 I 1998), Olgierd (1956) i Jerzy (1958 ). Mąż Oskar Meysztowicz3 - ukończył studia rolnicze, pracował jako dyrektor techniczny w Stacji Hodowli Roślin w Brzeziu pod Zabierzowem (pow. proszowicki), później jako inspektor w Centralnym Związku Spółdzielni Mleczarskich oraz nauczyciel w szkole rolniczej. W 1979 wyjechał do Austrii, gdzie przez kilkanaście lat pracował w Wiedniu w recepcji hotelowej. W willi Krzysia w Zakopanem wisi m.in. portret Fabiana Parczewskiego, właściciela Wodzierad, który miał 24 potomstwa. Fabian Parczewski bardzo lubił gości, podobnie jak pani Antonina Meysztowiczowa, która twierdzi, że ma to po swoim pra-pradziadku. 1A.
Januszkiewicz od sierpnia 1921 był prof. zwyczajnym Uniwersytetu Stefana Batorego w
Wilnie, prodziekanem Wydziału Lekarskiego, od 1922 - dziekanem, a w 1924/25, 1925/26 -
rektorem Uniw. w Wilnie. We wrześniu 1945 osiadł w Kaliszu, gdzie został konsultantem
Oddziału Polskiego Czerwonego Krzyża, miejscowej Ubezpieczalni Społecznej i Szpitala
Przemysława II. Wznowił działalność Kaliskiego Towarzystwa Lekarskiego, któremu
przewodniczył do końca życia. Zmarł w Kaliszu 24 XII 1955 r. (Polski Słownik Biograficzny. T. 10.
Wrocław 1962-64, s. 594-95). dr Ewa Andrysiak
Alfons Parczewski był masonem. Insygnia wolnomularskie (fartuszek masoński, cyrkiel, kielich) przekazała w maju 1933 r. Muzeum Ziemi Kaliskiej Regina Sędzimirowa - córka Parczewskiego. Parczewski otrzymał m.in. order Polonia Restituta, niestety order ten - przechowywany w Zakopanem - padł łupem złodziei. Dziadek bardzo lubił czytać dzienniki w łazience, podchwycił to pewien dziennikarz i narysował karykaturę Parczewskiego czytającego gazetę w wannie. Na pewnym zebraniu - według informacji Reginy przekazanych córce Antoninie - postawiono przed Parczewskim tort, a ponieważ był on łasy na słodycze, przez cały czas podjadał tort łyżeczką. Pod koniec zebrania okazało się, że tort znikł. dr Ewa Andrysiak 1. A. Januszkiewicz od sierpnia 1921 był prof. zwyczajnym Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie, prodziekanem Wydziału Lekarskiego, od 1922 dziekanem, a w 1924/25, 1925/26 rektorem Uniwersytetu w Wilnie. We wrześniu 1945 osiadł w Kaliszu, gdzie został konsultantem Oddziału Polskiego Czerwonego Krzyża, miejscowej Ubezpieczalni Społecznej i Szpitala Przemysława II. Wznowił działalność Kaliskiego Towarzystwa Lekarskiego, któremu przewodniczył do końca życia. Zmarł w Kaliszu 24 XII 1955 r. (Polski Słownik Biograficzny. T. 10. Wrocław 1962-64, s. 594-95). Zdjęcie: Alfons Parczewski, przedruk z książki E. Polanowskiego "W dawnym Kaliszu" |
Duchy o niespokojnych umysłach rzadko bywają przykładnymi głowami rodzin. A przynajmniej trudno uwierzyć w stabilność uczuć osób o renesansowym wachlarzu zainteresowań. Stabilne bywają, ale w stosunku do aktualnej, największej namiętności. Być może Alfons Parczewski - jak wiadomo stuprocentowy przedstawiciel "gatunku" wybitnie i wszechstronnie uzdolnionych - stanowił wyjątek od tej reguły, być może... Jednakże rodzinne opowieści pozwalają sprowadzić go z postumentu, oświetlić z nieco innej strony. ANNA TABAKA, Kalisia Nowa nr 11/99
Państwo Antonina i Oskar
Meysztowiczowie mimo podeszłego wieku nadal sporo podróżują. Kiedy się
z nimi żegnam, podają kilka adresów: Kraków, Zakopane, Wiedeń. Jest również
dom kaliski. Ten, na którym wisi tablica upamiętniająca Alfonsa
Parczewskiego. Pani Antonina jest jego wnuczką. Patrząc na reprodukowane
portrety Parczewskiego można się domyślać, że ten wybitny prawnik,
publicysta, działacz społeczno-polityczny w jednej osobie był mężczyzną
więcej niż słusznej postury. Spod mocno zarysowanych brwi Parczewski
rzuca spojrzenie tak dostojne i mocne, że aż trochę mrozi. Oczy musiały
być jasne, bardzo jasne, stąd ta przenikliwość.
Taki właśnie był mój dziadek - lekko opowiada Antonina Meysztowicz. Jest
coś w owalu twarzy starszej pani, w zarysie brwi, co przypomina dziadka
Alfonsa. Postawny mężczyzna, tęgi. Lubił jeść - z wyraźnym
rozbawieniem wspomina wnuczka. Gdy miałam 9-10 lat, jeździłam do niego do
Wilna. Widzę go zawsze, jak siedzi przy stoliku restauracji przy Zamkowej w
Wilnie z dużą, białą serwetą pod szyją. ANNA TABAKA, Kalisia Nowa nr 4/2000
Zaklęci w bursztynie
Wojcze nasz, który jes w Niebie, swianceno bondze Imio twőji, przijdze
krolejstwő - stani sá two wolo, chleb nasz dej nám dzis, wopuszczaj nám
nasze winie ako me wypúszczome nasze winowacy. Nie wodza nas na pokuszenie,
la nas wábawnij wote zlewo. Won twoj jest to krolejstwő esz ná wieki
wiecznéj. Omenka. Niemieccy etnografowie na początku XIX w. odkrywają pomorskie osobliwości. Na zachodzie napotykając kilka wysp etnograficznych: Hanowerskiego Wendlandu - należącego do języka połabskiego; wyspy narzecza pomorskiego w północnym Szlezwiku, na Rugii, okolicach Koszalina, Słupska. Zauważają tam lud o innym typie fizycznym, inaczej mówiący po niemiecku, inaczej się ubierający, inne mający obyczaje, a małżeństwa zawierający tylko między sobą. Zachwycając się wspaniałym folklorem, prawdziwie pragermańskim (jak uważali przyp. autora) - gockim folklorem. Ludzie wiosną topią tam bałwana, malują pisanki, zimą chodzą z turoniem, podczas wesel wkładają wspaniały ludowy strój, pospolite są zabobony jak ten o Smentku albo złym, wsie zaś mają odmienny, podłużny kształt (...) Kaszubski działacz F. Ceynowa pobudził zainteresowanie badaczy słowianofilów z Carskiej Akademii Umiejętności w Petersburgu przewrotną tezą, iż język kaszubski, mimo zewnętrznego podobieństwa z polszczyzną, bliski jest rosyjskiemu. Przysłany przez akademię w 1850 r. rosyjski etnograf A. Hilferding wymienia nazwy: Słowińcy, Kabatkowie, wreszcie na wschodzie Kaszubi właściwi. Po Hilferdingu bada Pomorze w 1880 roku A. Parczewski. Lokalne nazwy grup łączy jedną wspólną nazwą Kaszubi - potomkowie prasłowiańskich Pomorzan. Po Parczewskim przychodzą inni zafascynowani ostatkami słowiańskimi na bursztynowym brzegu. Kolejne badania wskazują jednak niezbicie na zatrważający proces - kaszubszczyzna cofa się! Drogi germanizacji były różne szkoły, służba wojskowa, zbór ewangelicki, bowiem większość ludności na Pomorzu Zachodnim pozostała ewangelicka. Pastorzy nieśli nie tylko posługę religijną, ale także germanizację. Nieliczni, jak ów pastor Krommer gadali i piali po slowińsku. Oficjalny dokument pomorskiego Kościoła ewangelickiego zwany memoriałem Hakena z 1780 r. zakładał maksymalne i możliwie najszybsze usunięcie języka polskiego z wszelkich ceremonii kościelnych. Biorąc pod uwagę zupełną w niektórych parafiach nieznajomość niemieckiego i dotychczasowy upór ludności Ch. Haken utyskiwał, iż proces może zająć nawet 50 lat. Parczewski zapisał: Ksandzowie nic po pölsku nie uczą, chcą polską wiarę zatampic lub wona chca sę po kaszebsku uczec, ale woni nie dozwolili ksondz i szkolni. Kaszubi nie tak bowiem łatwo rezygnowali ze swej mowy. Rugowanie mowy polskiej łączyło się w ich świadomości z nadchodzącym kataklizmem. Kaszubi mówili Hilferdingowi, że przychodzi antychryst i nastąpi koniec świata. Starzy płakali i lamentowali, widząc rosnącą przepaść między starszym i młodszym pokoleniem. Gdy Parczewski rozmawiał z Kaszubami nie mogli wyjść z podziwu, że taki młody, a umie po słowińsku. Z biegiem czasu coraz mniej było ludzi, którzy czytali Katechizm mały dr Marcina Lutra z niemieckiego języka w słowiński wystawiony przez Michała Pontana, sługę słowa bożego w Smołdzynie. Parczewski opisuje pełen patosu obyczaj słowiński, kiedy śpiewniki, książki do nabożeństwa, w niezrozumiałym już dla młodych języku, niczym relikwie, składano do trumien zmarłych lub zamurowywano w kryptach kościelnych. Za osłabieniem kaszubszczyzny stoi jeszcze jeden fakt - masowa trwająca niemal osiemdziesiąt lat emigracja do Ameryki. Osiedlając się za oceanem wybierali najchętniej bliski im krajobraz, wzgórza, jeziora, lasy. Ciekawe, że za oceanem mowę swoją zachowali, a znikały zupełnie germanizmy. Niełatwa musiała być walka ze Słowińcami skoro przywarła do nich nazwa Steinkaschuben (Kamienni Kaszubi). W ciągłej walce z naporem obcym wykształcił w sobie Kaszuba specyficzne cechy. Szwajcar J. Bernoulli goszcząc na Pomorzu Zachodnim w 1777 r. określał Kaszubów jako ludzi skrytych, fałszywych i skorych do buntu. Podobnie, a jakże wspaniale, opisuje ich cechy H. Derdowski:
Wzruszają inne niemieckie opisy Słowińców - są zacni, dobrzy, gościnni, cnotliwi, zbliżeni do siebie - i było u nich jedno ciało i jedna dusza, nie tak, jak to jest obecnie u Niemców. Trwał w Kaszubach uparcie mit łączności z macierzą, mówili o sobie Iá jem z Polski, a sąsiedzi mówili o mieszkańcach Kluk nad jeziorem Łebsko: - Tam wszandze są polski ladze. Podczas spisu ludności, inaczej niż na wschodzie Kaszub, wpisywano pospolicie w rubrykach język polski, a rzadziej kaszubski. Patriotyczne wyznanie H. Derdowskiego można z pewnością przenieść także na pomorskich Kaszubów:
Profesor Baudouin de Courtenay stwierdził: kaszubszczyzna jest bardziej polska niż polszczyzna sama. Uwaga ta odnosiła się do mowy, tkwią w niej bowiem dotąd formy i dźwięki, które już z polskiego języka znikły. Można ją także odnieść do folkloru zwyczaju, zachowania. Mimo ubóstwa panował u Słowińców surowy styl życia. Nie było tu morderstw, kradzieży, pijatyk i hulanek. Prawdziwie piękny był to lud i tym większy tragizm jego upadku, losu Gryfitów. Nie doczekali się połączenia z macierzą po 1918 r. Wyspy kaszubskie ginęły germanizowane przed II wojną światową. Po wojnie kolejna wielka tragedia. Władze komunistyczne Słowińców traktowały jak Niemców i siłą wysiedlały ich do Niemiec. Dopiero w latach 60, gdy w niedużej wsi rybackiej Kluki na północ od Smołdzina pozostało już tylko kilka słowińskich rodzin, dzięki działaczom kaszubskim utworzono z istniejących zabudowań Skansen Słowiński. Dziś o Gryfitach możemy mówić w czasie przeszłym, pozostały po nich jedynie obiekty kultury materialnej, które możemy oglądać w Muzeum Wsi Słowińskiej w Klukach. Grzegorz Bonk, http://www.bezuprzedzen.pl/polska/zakleciwbursztynie.html |
Twórcą i
sponsorem stron internetowych Ziemi Kaliskiej jest firma rodzinna
- Zakład Informatyki i Elektroniki MIKROSAT, |