O. Józef Urpsza (1880-1974) |
Samarytanin Kalisza |
||||||||
Ojciec Józef Urpsza, urodził się 10 sierpnia 1880 na Litwie, w Jakubowie k. Kowna, święcenia kapłańskie otrzymał 4 lipca 1948 w Warszawie, 20 stycznia 1952 wstąpił do jezuitów w Kaliszu i tam pozostał do śmierci 14 lipca 1974, prowadząc intensywną działalność charytatywną.
Poświęcił się bez reszty chorym i ubogim. Codziennie obchodził kilkadziesiąt mieszkań, niosąc niesprawnym Komunię św. Był też wielkim jałmużnikiem miasta. Tysiącom biednych śpieszył z pomocą materialną, troszczył się zwłaszcza o sprowadzanie chorym potrzebnych lekarstw zagranicznych. Wykorzystał bogate doświadczenie z dawnej działalności społecznej w Konferencji św. Wincentego i w Caritasie. Z zapałem kilkunastolatka przystąpił do likwidowania w Kaliszu plagi domokrążnego żebractwa, sporządził kartotekę biednych, chorych, rodzin wielodzietnych oraz ubogich studentów i udzielał im systematycznej pomocy. Będąc realistą znającym ludzkie słabości, które w niejednym wypadku doprowadziły człowieka do skrajnej nędzy, trzymał się zasady nie dawania pieniędzy, bo te łatwiej mogą być obrócone na alkohol, ale kupował środki potrzebne do życia: artykuły spożywcze, odzież, obuwie, proszki do prania, mydło i obdzielał nimi swoich podopiecznych. Zatroszczył się nie tylko o miejscowy dom starców lecz także o wszystkich zniedołężniałych rencistów żyjących we własnych mieszkaniach. Szczególną opieką otaczał chorych obłożnie. Tych częściej doglądał osobiście, prześcielał im posłanie, poprawiał poduszki. Widząc ich cierpienie, niejednokrotnie ronił nad nimi łzy. Nie ukrywał swojego rozrzewnienia, świadomy, że i Chrystus zapłakał nad grobem Łazarza. Wzruszony ludzką niedolą potrafił swoim ogniem zapalać otoczenie. Uwrażliwiał proboszczów na obecność chorych i biednych w ich parafiach; mobilizował do działania świeckich i każdemu wkładał robotę w ręce. W samym Kaliszu współpracowało z nim czterech kapłanów, dziewięć zakonnic i ponad czterdzieści osób świeckich, w tym lekarze i prawnicy, których bezinteresownej, ofiarnej pomocy potrzebowali ludzie skrzywdzeni przez los. Zespół pozyskanych dla sprawy osób dobrej woli sprzątał zniedołężniałym mieszkania, robił zakupy, stojąc czasami w kolejkach, uprzyjemniał dłużące się godziny cierpienia czytaniem książek lub czasopism.
Za równie ważne, a nawet ważniejsze od pomocy materialnej uznawał wsparcie moralne. Systematycznie odwiedzał domy, w których mieszkali chorzy lub niepełnosprawni. Wspinał się po stromych, często nadwątlonych schodach na poddasza, schodził do wilgotnych suteren, aby pogawędzić z ludźmi, którym oprócz innych udręk dokuczała samotność, aby zanieść im pociechę religijną oraz eucharystycznego Chrystusa. Spowiadał, następnie w mieszkaniach osób złożonych niemocą odprawiał Mszę Świętą. Był pionierem tej akcji w Polsce.
Uzyskał zezwolenie na sprawowanie u chorych dwu Mszy w dni powszednie oraz trzech w każdą niedzielę. Ostatnia z dostępnych statystyk, pochodząca z r. 1972, mówi, że mając w swojej pieczy 57 starców i 99 chorych odprawił u nich 255 Mszy z homiliami oraz rozniósł 4.182 Komunie. Taki owoc zebrał w jednym roku licząc sobie wtedy już 92 wiosny.
Oddał bez reszty swoje siły oraz czas ludziom strapionym i był świadomy, iż człowiekowi ubogiemu potrzebna jest zarówno jałmużna jak i serce, i że jałmużna podana bez serca ma smak piołunu. Wiedział, że w świecie, gdzie szuka się wyłącznie interesu, gdzie liczy się tylko pieniądz, załamanemu człowiekowi pomóc może jedynie miłość posunięta do granic heroizmu. W imię tej miłości nie tylko obchodził poddasza, gdzie leżeli powaleni cierpieniem ludzie, lecz także godzinami wysiadywał w rozmównicy klasztornej i z anielską cierpliwością wsłuchiwał się w żale wypowiadane przez strapionych. Biedę obcych przeżywał tak, jakby ona była troską kogoś z najbliższych. Obojętne na co jakaś babcia się użalała: na córkę, wnuków, zięcia, migrenę czy żylaki, zawsze znalazła u niego współczucie. Zdarzały się kłopoty błahe, niekiedy wytwory chorej, starczej wyobraźni, w większości jednak były to prawdziwe, raz
małe, kiedy indziej duże tragedie ludzi bezradnych, zaszczutych przez otoczenie, w skrajnych wypadkach maltretowanych nawet przez własne dzieci. Tym wszystkim starał się dopomagać, jak potrafił. Był bardzo popularną postacią w mieście. W latach programowego antyklerykalizmu, gdy stosowano szczególnie represyjną politykę względem duchownych katolickich, w Kaliszu zdarzało się, że milicjant zatrzymawszy pojazd za złamanie jakiegoś przepisu drogowego, gdy zauważył, że wewnątrz siedzi Urpsza, zamiast mandatu salutował i bez upomnienia pozwalał jechać dalej. |
Twórcą i
sponsorem stron internetowych Ziemi Kaliskiej jest firma rodzinna -
Zakład Informatyki i Elektroniki MIKROSAT, |