W tym roku mija 100 lat od daty urodzin wybitnego kaliszanina,
Tadeusza Kulisiewicza, znakomitego grafika (nie tylko w skali europejskiej), który wprawdzie w dorobku artystycznym nie ma tematu związanego z rodzinnym miastem, ale zostawił mu plon swego życia. Kalisz odpłacił się artyście galerią sztuki jego imienia i nazwą ulicy. Obchodzić taż będziemy rocznicę urodzin
Stanisława Wojciechowskiego, byłego prezydenta Rzeczypospolitej. Niestety żadna ze szkół, instytucji czy ulic nie nosi jego nazwiska. Wszystkie propozycje niektórych radnych zostały odrzucone.
Znów minął kolejny rok życia człowieka, rodziny, kraju, także i naszego miasta. Czas to historyczna ciągłość, przypomnienie ulatujących chwil i rocznice, których Kalisz w swej historii ma tyle, że mówić o nich można bez końca.
Spójrzmy więc dla przykładu na szkolnictwo kaliskie, które według wydawnictwa pt. "Szkoła kaliska" istnieje od XII wieku zachowując ciągłość, choć szkoły zmieniały nazwy aż dziewiętnaście razy. Wyraźne ślady pozostały tylko po szkołach jezuickich, w postaci budynków o różnym dziś przeznaczeniu i w istniejącym gmachu dawnej Szkoły Wojewódzkiej z 1819 roku, dziś liceum im. Adama Asnyka. Tak więc od powstania pierwszej szkoły kolegiackiej dzieli nas 840 lat, Szkoły Wojewódzkiej 180 lat, a szkół jezuickich lat czterysta.
W dziesięć lat po wzniesieniu Szkoły Wojewódzkiej, czyli w roku 1829 rozpoczęto budowę drugiego budynku teatralnego usytuowanego nad brzegiem Prosny, w miejscu, gdzie stoi dziś czwarty, kolejny gmach teatru. Od tego czasu mija właśnie 170 lat. Wspomniany drugi teatr zbudowany był z drewna i robił wrażenie obszernej, choć przyzwoitej szopy. Dopiero na wieść o wizycie w 1835 r. cara Mikołaja I i króla pruskiego Fryderyka Wilhelma II przyozdobiono budynek kolumnadą od strony wejścia, otynkowano go i pomalowano na kolor przypominający róż. Teatr ten miał tylną ścianę ruchomą, a po jej rozsunięciu czy też otwarciu było widać "naturalne wody, łąki, gaiki i wioski".
Jeszcze w tym samym roku, czyli 170 lat temu, wybudowano wielki ołtarz w kaliskiej kolegiacie. Niestety, nie znam nazwiska projektanta tego pięknego i monumentalnego zabytku.
Od daty, kiedy do Kalisza przyjechała w roku 1849 wraz z rodzicami
Maria Wasiłowska, późniejsza poetka i pisarka Maria
Konopnicka, mija 150 lat. Jak wiadomo, jej ojciec przeniesiony został służbowo z Suwałk do Kalisza na stanowisko patrona Trybunału. Na domu, w którym poetka mieszkała aż do zamążpójścia umieszczono tablicę pamiątkową. Szkoda wielka, że dom ten, czyli dawny pałac Puchalskich, powoli, ale stale, zatraca swój pierwotny charakter i wygląd zewnętrzny. W ten sposób pod okiem urzędowych opiekunów ginie kolejny zabytek. Najpierw przebudowano w nim okna na sklepy, w tym jeden nie pasujący ani do budynku, ani do miejsca w pobliżu kościoła. Później jego sień przekształcono na przejście uliczne z placu Kilińskiego na ulicę 3-Maja. W tylnej elewacji otwarto następny sklep i nie byłoby to najgorsze, ale ścianę wokół sklepu pomalowano na jaskrawożółty kolor, a resztę zalepiono reklamami. Wreszcie na dachu umieszczono widoczną z daleka reklamę. Podobno dom ten jest własnością prywatną, ale i właściciela powinny obowiązywać przepisy o ochronie zabytków.
W roku 1859, czyli sto czterdzieści lat temu, urodzili się w Kaliszu dwaj wybitni kaliszanie: Kazimierz Rymarkiewicz - prawnik, działacz społeczny i publicysta, pierwszy prezes Biblioteki Publicznej im. Adama Asnyka i Roman Statkowski, kompozytor, profesor Konserwatorium Warszawskiego. Jego uczniami byli m.in. tacy kompozytorzy, jak: Piotr Perkowski, Jerzy Lefeld, Alfred Wiłkomirski czy Maklakiewicz. Statkowski był autorem oper "Flis" i "Maria".
Dziesięć lat później, czyli 130 lat temu, urodzili się dwaj kolejni wybitni kaliszanie: Stanisław Wojciechowski, były prezydent Rzeczypospolitej i kompozytor
Henryk Melcer - Szczawiński, którego imię nosi kaliska szkoła muzyczna. Pierwszy z nich niestety nie jest lubiany przez władze miasta. Żadna ze szkół, instytucji czy ulic nie nosi jego nazwiska. Wszystkie propozycje niektórych radnych zostały odrzucone. Gdyby śledzić dalsze czekające nas rocznice, to 90 lat temu, czyli w roku 1909, artysta malarz krakowski Włodzimierz Tetmajer namalował freski na ścianach kaplicy kościoła Św. Mikołaja, która od tego czasu nosi nową, oficjalną nazwę "Pod orłami". W ten sposób Włodzimierz Tetmajer, poprzez proboszcza ks. prałata Jana Sobczyńskiego, zostawił nam zabytek, który choć nie zastąpi nam straconego na zawsze dzieła Rubensa "Zdjęcie z krzyża", to w pewnym stopniu wynagrodzi tę stratę.
Każdego roku można obchodzić jakąś rocznicę wybierając okrągłe daty z przebogatej historii naszego miasta. Felieton ten zakończę skromną rocznicą śmierci człowieka, dzięki któremu nasze miasto stało się głośne w kraju i świecie przez odkrycia archeologiczne i badania historyczne potwierdzające ponad osiemnaście wieków jego istnienia. Jego kontakty międzynarodowe, publikacje i badania sprawiły, że mogłem napisać na wielkiej ścianie na placu Kilińskiego, że "Kalisz, miasto ze wszystkich w Polsce najstarsze". Był to dr Krzysztof Dąbrowski, podobnie jak Stanisław Wojciechowski nie lubiany przez władze miasta. "Zlitował się" nad nim proboszcz kościoła na Rypinku i nadał imię Dąbrowskiego kawałkowi placu - trawnika przy drewnianym kościele na Zawodziu, w pobliżu pawilonu muzealnego. Uroczystość nadania odbyła się w czerwcu 1998 roku. W tym roku będę obchodził moją prywatną rocznicę - 40
lat od kiedy władze miasta przydzieliły mi moją pracownię przy ul. Górnośląskiej, w której jak mogę, tak się miastu odwdzięczam.
Władysław Kościelniak,
Kalisia Nowa nr 2/99
Rys. 2x Władysław Kościelniak
|