I.  DROGA DO MURNAU

 

Noc. Pociąg minął właśnie Chemnitz. Stoję w oknie wagonu i wspominam ostatnie tygodnie wojny i początek niewoli.

Barłogi - mała stacyjka na przecięciu linii kolejowych Poznań - Warszawa i magistrali węglowej Śląsk - Gdynia. Tam pierwsze dni wojny, codziennie wielokrotne bombardowania i odwrót 6 września do Warszawy. Masy ludzi ciągnące na Wschód z tobołkami, z dobytkiem. A potem czołgi niemieckie w rejonie Błonia i dojście do Warszawy do koszar 36 pp Legii Akademickiej i rozkaz udania się do Lublina.

Tu zameldowałem się w dowództwie korpusu płk dypl. Bartakowi i w komendzie miasta kpt. Lis-Błońskiemu. Powierzono mi dowództwo kompanii z zadaniem obrony zachodniego odcinka miasta w rejonie szpitala Bobolanek i ubezpieczenia od strony szosy na Modlin i Warszawę oraz w kierunku południowym na Kraśnik. Trzy dni obrony i wycofanie w ramach  10  dyw.  jako 1 Baon Obrony Lublina i dalej na południe na Rejowiec i lasy biłgorajskie. Tu nastąpiło rozwiązanie oddziałów.

Tylko dzięki kpt. Loewensteinowi  z 10 pp Łowicz nie poszedłem na wschód, gdzie prawdopodobnie  czekał  na  mnie las  katyński.  Nie  zdołaliśmy (6  oficerów) przedostać się przez lasy do Sanu by dotrzeć do Krakowa i dalej przez góry do Francji. Patrol niemiecki schwytał nas niedaleko Wisły koło Annopola 2.10.1939r.

 

Zaświadczenie tożsamości osoby i stopnia wojskowego
wystawione dla por. Mariana Siarkiewicza w listopadzie 1939r.
i podpisane przez najstarszego obozu gen. dyw. T. Piskora.

 

          Zaczęła się niewola. Kolejne obozy przejściowe to Ostrów Świętokrzyski,  Piotrków, Pabianice i stąd 15 października autobusami do Wrocławia. Następnego dnia załadowano nas do pociągu osobowego i dalej na Zachód. W ten sposób znaleźliśmy się w drodze do Murnau.

I tak minęliśmy Chemnitz, by nad ranem znaleźć się w Monachium, a około 9.00 dojechaliśmy do Murnau, 24 km od Garmisch-Parten-Kirchen i 70 km na zachód od Monachium, już w rejonie Alp Bawarskich.

To były samotne i ciężkie chwile. Patrząc przez okno pociągu na żyzne pola i spokojnie pracującą ludność, w nocy jasno świecące lampy elektryczne - bo jeszcze nie nadeszły czasy, kiedy Niemców zaczęło obowiązywać zaciemnianie ulic i miast - myśli kierowały się do najbliższych. Co się z nimi dzieje, gdzie są. To znów, co z nami będzie, znając brutalność Niemców, której doświadczyliśmy już z chwilą wzięcia do niewoli a potem szczególnie we Wrocławiu.

Z chwilą zatrzymania się pociągu nastąpił wrzask żołnierzy niemieckich i szczekanie wilczurów. Pociąg otoczony żołnierstwem z psami, karabinami maszynowymi, i te okrzyki. Wrzaski te prześladowały mnie i prześladują. Pamiętam je, kiedy nas schwytano w lesie i przyprowadzono do pobliskiej wioski, gdzie żołnierze niemieccy wykazali swą butę nie tylko wrzaskiem, ale i ulokowaniem nas, 6 oficerów, w chlewie/stodółce, podczas gdy nasi żołnierze zostali umieszczeni w salach szkolnych. A potem powtarzały się te wrzaski, gdy przetransportowywano nas do Ostrowca Świętokrzyskiego, Piotrkowa (w bożnicy), Pabianic  i najgorsze na przedmieściu Wrocławia, gdzie był postój.

Młodzi chopcy z Hitlerjugend, w krótkich bawarskich spodenkach, z nożami za pasem pokazywali nam popisowy niemiecki „numer” - z nożem na gardle wrzeszcząc „verfluchten Polacken” i malując białą farbą na brezentach samochodowych, w których nas umieszczono napisy wyśmiewające, że jedziemy „zur Mutti, nach Warschau”. I teraz, tu na stacji w Murnau powtórzyły się te wrzaski.

Na stacji  ustawiono nas w czwórki. I aby było śmieszniej, jeden z jeńców polskich, obrońców z Warszawy (bo nas dopakowano we Wrocławiu) krzyczał „Panowie oficerowie kapitulanci, my osobno”. Tak chciano odróżnić się od nas, zwykłych jeńców spoza Warszawy. Obrońcy Warszawy uważali, że status „kapitulanta” jest lepszy od statusu zwykłego jeńca.

 

POTWIERDZENIE


Niniejszym zaświadcza się, że polski
por SIARKIEWICZ Marian nr jeńca 16314 Oflag VII

w tutejszym obozie jest jeńcem wojennym.

        Wojenny obóz jeniecki dla oficerów VIIA, 10 lipca 1940

Komendant - genarałmajor Schemel

 
          I tak w czwórkach otoczonych psami i żołnierstwem z karabinami maszynowymi szliśmy szosą w kierunku Monachium. Około 1 km za miastem zobaczyliśmy zabudowania i baraki otoczone wysokim płotem z drutu kolczastego z wieżami wartowniczymi i bramę „Oflag VIIA Murnau”. Przeszliśmy przez bramę pilnowaną przez wartowników. Na dziedzińcu obozu zobaczyliśmy kręcących się kilkudziesięciu jeńców w mundurach polowych. Milcząco oczekiwali nas w pobliżu garażu E, gdzie zainstalowano nas do czasu dokonania rejestracji.

Za tymi drutami przeżyłem 5,5 lat, od 15.10.1939 do 28.04.1945r. To oczekiwanie na wolność, na powrót do swoich, do kraju trwało tak długo. I to był październik, w którym miał się odbyć nasz ślub z Krystyną.

To był  smutny, szary dzień, zimny wiatr od Alp Bawarskich z ośnieżonym szczytem Zugschpitza.

< powrót >

 


< Strona główna > < Droga do Murnau > < Muster lager oflag VII A w Murnau > < Generałowie i Komendantura >
<
Wyżywienie > < Nauka > < Życie kulturalne > < Ucieczki > < Z życia obozowego > < Ośrodek Wojskowy Murnau >
<
Nota biograficzna >