VI. ŻYCIE KULTURALNE

 

MUZYKA

 

         Oprócz języków obcych  i szkolenia wojskowego organizowano się też w innych dziedzinach. Najważniejszym osiągnięciem było zgromadzenie  wokół siebie muzyków z wyższym, średnim i podstawowym wykształceniem muzycznym przez Leszka Rezlera, skrzypka z ukończoną Wyższą Szkołą Muzyczną w Poznaniu.  Pod jego i ppor. Janickiego (również skrzypka, z Katowic) kierownictwem zgromadzono szkielet orkiestry symfonicznej. Z czasem dokooptowano szereg uzdolnionych muzyków amatorów, którzy drogą wspólnych ćwiczeń i zgrywania się w różnych utworach muzycznych, już na jesieni 1940 roku mogli organizować koncerty muzyki lekkiej i poważnej poprzez wydzielenie zespołu muzyki lekkiej i muzyki poważnej.

Zespół muzyki lekkiej był przyjmowany przez ogół jeńców bardziej przychylnie, ponieważ produkował głównie utwory taneczne, które jeńcom przypominały czasy przedwojenne. Do tej grupy często dołączał ppor. Świerkowski, łącznościowiec, wspaniale grający na akordeonie. Należy wspomnieć, że instrumenty dla orkiestry sprowadzono poprzez kantynę niemiecką za lagermarki t.j. walutę obozową wypłacaną przez Niemców każdego miesiąca. Dla porządku trzeba stwierdzić, że „żołd” podporucznika wynosił 18 marek obozowych, porucznika 21 marek, kapitana 25 marek. Dla wyższych stopniem oficerów wypłacano odpowiednio więcej, ale nie pamiętam ile, bo mnie to osobiście nie interesowało. Za te marki kupowano w 1940r. książki, słowniki, akordeony Hohnera i inne instrumenty. Instrumenty dla orkiestry kupiono z ogólnych składek na ten cel.

Oprócz koncertów orkiestr dużą popularnością cieszyły się koncerty ppor. Świerkowskiego na akordeonie. Chodził on z akordeonem po blokach i uprzyjemniał  czas swą grą.

Dużą popularnością cieszyły się występy orkiestry symfonicznej, składającej   się  z   pełnego   zestawu   instrumentów,  liczącej   około 50 oficerów, a prowadzonej przez Leszka Rezlera pochodzącego ze znanej rodziny muzyków  - jego stryjeczni bracia to Edmund, znany już przed wojną  laureat konkursu im. Fryderyka Chopina, i Arnold, wiolonczelista, znany z cotygodniowych czwartkowych koncertów, później po wojnie dyrygent w czasie konkursów chopinowskich i w Warszawskiej Orkiestrze Symfonicznej, profesor Wyższej Szkoły Muzycznej w Warszawie, i wreszcie Alfons, skrzypek, ponoć najzdolniejszy, który zginął w wojnie obronnej w 1939r.

Leszek Rezler doprowadził orkiestrę obozową do bardzo wysokiego poziomu. Orkiestra ta dawała tło muzyczne operetek, przedstawień musicalowych, ale również akompaniowała soliście skrzypkowi ppor. Janickiemu do koncertu D-dur Beethovena oraz Leszkowi Rezlerowi przy jego solowych występach wykonując utwory Kreislera, Wieniawskiego czy Saint-Saensa.

Na wszystkie koncerty muzyki poważnej i operetkowej przychodził często personel niemiecki.

Bardzo poważnym wkładem dydaktycznym L. Rezlera były omówienia muzycznych utworów oraz wyjaśnienia na temat utworów symfonicznych i koncertów opartych na budowie sonatowej. Szczególnie ciekawe omówienie z podkładem muzycznym było do uwertury „Coriolan” Beethovena. W podobny sposób przedstawił inny utwór Beethovena - „Lenora II”. To były bardzo pouczające wykłady. Oprócz muzyki symfonicznej L. Rezler opracowywał tło muzyczne do utworów przygotowanych przez oficerów - jeńców, a przede wszystkim kpt. Bronisława Przyłuskiego. On to opracował libretto do operetki „Conchita” kompozytora - jeńca Aleksandra Klerykowskiego. Notabene miałem swój mały udział w rozpisywaniu nut tej operetki  na instrumenty smyczkowe, za co mam dedykację od kompozytora.

Kpt. Przyłuski mieszkał w bloku B parter razem z Klerykowskim. Po wojnie pracował w Radiu Wolna Europa a po wielu latach zamieszkał w Londynie jako poeta emigracyjny.

Wpływ muzyki na psychikę jeńców był bardzo dodatni. Sam udział w koncertach czy imprezach muzycznych pozwolił nam spokojniej przeżywać przedłużający się czas niewoli. Na 4.000 - 5.000 jeńców trzeba powiedzieć, że stosunkowo mało brało udział w tych pięknych muzycznych imprezach. A jeszcze mniej było chętnych do udziału w zespołach chóralnych. To były małe grupki amatorskie, ot, zbierali się by sobie pośpiewać.

Dopiero, gdy w jesieni 1944 roku przybyło do Murnau około 400 powstańców a z nimi bracia Markowscy, a zwłaszcza Jan ze swoich akordeonem i pieśniami akowskimi, wszyscy zaczęli nucić „Sanitariuszkę Małgorzatkę” i „Marsz Mokotowa”.

„Pod Cebulką” dawał koncerty Andrzej Bogucki, w którego repertuarze były przecież także przedwojenne szlagiery - "A mnie jest szkoda lata", "Nie będziesz Ty to będzie inna", "Zwróć mi moje pocałunki" i wiele innych.

Na koncerty i referaty "Pod Cebulką" nie stosowano biletów wstępu. Każdy kto chciał wybrać się tam, zabierał ze sobą kubek kawy lub herbaty. I tak przy kawie słuchano występów i spędzano czas w miłym towarzystwie.

Niemal wszystkie koncerty symfoniczne odbywały się w bloku D nazywanym teatralnym. Tam również odbywały się próby i większość przedstawień muzycznych oraz wszystkie przedstawienia operetkowe i teatralne. Była tam też pracownia kostiumów i dekoracji, ale o tym w następnej części.

 


Orkiestra obozowa

< powrót >

 

TEATR

 


"Pastorałka" - trzeci od lewej St.Falisz
 

         Po pierwszym okresie zniechęcenia i apatii życie obozowe zaczęło być bardziej urozmaicone. Oprócz kursów i muzykowania, o czym już pisałem, dużym zainteresowaniem cieszył się teatr, choć starsi oficerowie byli przeciwni tworzeniu grup teatralnych. Już  w 1940 r. próbowano wystawić rewie i sztuki, jak np. L. Rydla "Zaczarowane koło" w reż. Meissnera. Były to obrazki muzyczno-taneczne. Właściwa działalność teatralna zaczęła się dopiero w 1941r. lekkimi obrazkami muzycznymi i utworami teatralnymi. I tu okazała się skuteczność poczynań  takich osób, jak ppor. Czesław Szpakowicz, Tadeusz Kubalski, Juliusz Starzyński, Bronisław Przyłuski i inni. Reżyserią zajmowali się też J. Sołtan,  Bogdan Bocianowski, K. Pisarczyk, B. Urbanowicz, J. Śliwiński, J. Meissner i Roman Owidzki.

         Właściwy rozkwit życia teatralnego w Murnau rozpoczął się w 1941r. i trwał aż do wyzwolenia. Nasilenie przedstawień w latach 1942-44 dotyczy poważnych sztuk. W Murnau wystawiono kilkadziesiąt sztuk teatralnych, wszystkich nie pamiętam, ale i te  które szczególnie utkwiły mi w pamięci to wielki dorobek tych i innych jeńców, których nazwisk już nie pomnę. Ciekawe, że prawie zupełnie zapomniałem wykonawców - pamiętam Besserta, Kubalskiego, Makarczyka (przed wojną napisał książkę pt. „Nigeria, Nigeryjczyk, Nigeryjka”). Role kobiece wykonywali trzej podporucznicy - Skubisz, Niżankowski i Trzciński. Skubisz i Niżankowski byli wykonawcami ról w sztukach lżejszych. Trzciński to główny wykonawca ról  żeńskich w sztukach G.B. Shawa.

         Dla porządku podaję nazwy sztuk, które pamiętam - być może dlatego, że oglądałem je po kilka razy: „Dom złamanych serc”, „Cezar i Kleopatra” Shawa, „Freuda teoria snów” Cwojdzińskiego, „Uciekła mi przepióreczka” Żeromskiego, no i te lżejsze, jak komedie  Nicodeniego „Świt, dzień i noc”, „Maman do wzięcia” Grzymały -Siedleckiego , no i lekkie obrazki, które my jeńcy nazwaliśmy „Kobieta przez wieki”, a które autor B.Przyłuski adaptował ze sztuki francuskiej i dał tytuł „Kobiety i kochanki”. Były to  obrazy kobiety w starożytnej Grecji, Rzymie, w czasach rewolucji francuskiej i nam współczesnych - w latach dwudziestych i trzydziestych. Jedyną rolę kobiecą grał Skubisz. Było to przedstawienie bardzo kolorowe z piękną muzyką w wykonaniu orkiestry Rezlera. Podkład muzyczny wzięto ze Straussa „Opowieści lasku wiedeńskiego”, Ponchelliego „La Gioconda”, F. Suppe „Chłop i poeta” i  „Piękna Galatea” oraz Delibesa „Sylwia”. Przedstawienie to powtarzano kilkadziesiąt razy. W Murnau mieliśmy wspaniałego fryzjera charakteryzatora J. Zawidzkiego, który  naszych podporuczników przeistaczał w piękne kobiety - przynajmniej tak się nam wtedy wydawało.

         Niezależnie od wymienionych sztuk teatralnych, wśród  kilkudziesięciu jakie nam pokazano - a większość powtarzano od kilku do kilkunastu razy, należy wymienić „Pastorałki” Leona Schillera, które wystawiono dwa razy w - 1943 i 1944 roku. Te ostatnie, reżyserowane przez samego autora, który do Murnau przyszedł w grupie żołnierzy AK. Inne jeszcze sztuki to „Judasz z Kariotu” Rostworowskiego (reż. Kubalski), „Kupiec Wenecki” i „Wieczór Trzech Króli” Szekspira, „Dom otwarty” Bałuckiego.

         Wystawienie tych wszystkich sztuk w ciągu pięciu i pół lat niewoli było dziełem ludzi zafascynowanych teatrem. Ile pracy i wysiłku kosztowały próby z amatorami, wykonanie scenografii, przygotowanie kostiumów i dekoracji w różnych okresach: bo i głodnych dni , i zimy podalpejskiej, ocenić mogą ci,  którzy z bliska obserwowali tę pracę ochotniczą i bez korzyści materialnych. A kombinowanie strojów z papieru, bibuły, tektury i innych materiałów było naprawdę wspaniałe.

         Cała ta praca miała na celu danie rozrywki, ale i  była „ku pokrzepieniu serc” i odwróceniu myśli od warunków i niepewności losu. Wspominam ich często, bo mieszkałem - jak większość z nich w bloku B na parterze. Wspominam z wdzięcznością, bo również i mnie przypominały się dobre czasy, gdy mogłem na przepustkach z Komorowa bywać głównie w Teatrze Polskim i oglądać m.in. „Dom złamanych serc”, „Pigmaliona” w wykonaniu M. Modzelewskiej, Janiny Romanówny, Węgierki czy Mariusza Maszyńskiego.

         Byłem im wdzięczny, że mogę oglądać już widziane sztuki a także inne, które przed wojną były dostępne tylko dla tych, którzy mieszkali w dużych miastach, tam, gdzie były stałe teatry. Wartość dydaktyczna i kulturowa dla olbrzymiej większości jeńców była wielka, bo cóż mogli zobaczyć w małych garnizonach oficerowie służby stałej lub oficerowie rezerwy mieszkający w małych miasteczkach i na wsi. Tu w obozie większość jeńców zetknęła się z teatrem amatorsko - zawodowym po raz pierwszy. Ze sztukami Shawa, Szekspira, Bałuckiego, Fredry, Cwojdzińskiego, Rostworowskiego i Schillera. Teatr, mimo że amatorski w większości, bo jedynie reżyserzy i scenografowie byli z prawdziwego zdarzenia, stał  na wysokim poziomie i zadziwił nawet takich wielkich  znawców teatru, jak Leon Schiller, który w jesieni 1944r. zapoznał się z możliwościami, a przede wszystkim przygotowaniem do grania ról kobiecych przez Skubisza, Niżankowskiego i Trzcińskiego. Wielką zasługę mieli tu wymieni wyżej reżyserzy Szpakowicz, Kubalski, Owidzki czy Starzyński.

         Dzięki im za trud i osiągnięcia. I nie należy się dziwić, że kontynuowali z sukcesem swoją pracę po wojnie jako kierownicy teatrów - Szpakowicz w Warszawie, Kubalski w Kaliszu, Owidzki w Warszawie. J. Starzyński jako profesor wyższej uczelni.


"Dom złamanych serc" G.B.Show. Koniety od lewej:
Niżankowski, Trzciński, Skubisz.

"Dom złamanych serc"

"Gejsze"

Gejsze: Niżankowski, Skubisz, Trzciński

Poniżej zdjęcia ze spektaklu "Afrodyta poprzez wieki"


Afrodyta - Skubisz, Jowisz T.Kubalski
< powrót >

 


< Strona główna > < Droga do Murnau > < Muster lager oflag VII A w Murnau > < Generałowie i Komendantura >
<
Wyżywienie > < Nauka > < Życie kulturalne > < Ucieczki > < Z życia obozowego > < Ośrodek Wojskowy Murnau >
<
Nota biograficzna >