III. GENERAŁOWIE I
KOMENDANTURA |
|
W ciągu 5,5 lat niewoli było ich - generałów - 28.
Dostojni, milczący, wydawało się, że unikają spotkań
ogólnych. Jeśli widzieliśmy ich na spacerach to
zaledwie kilku pojedyńczych lub pary jak T. Kutrzeba z J.
Unrugiem lub A. Szylling z E. Przedrzymirskim. Czasem do
pojedyńczych generałów na spacerze dołączali młodsi
oficerowie. Samotność i milczenie dominowały też
bardziej u starszych niż u młodszych oficerów. Jeszcze nie było o czym rozmawiać poza
wspomnieniem przegranej wojny, próbami usprawiedliwienia
się, zrzucania winy na starszych. Jeszcze trwały niechęci
wzajemne, zwłaszcza młodszych oficerów do starszych,
oficerów rezerwy do zawodowych. Jeszcze nie było uświadomienia
sobie tego co się stało i to tak szybko, bo przecież
jeszcze nie było katastrofy angielskiej pod Dunkierką,
jeszcze nie było klęski Francji uzbrojonej po zęby
linią Maginota, z lotnictwem, bronią pancerną i oddziałami
sojuszniczymi angielskimi i polskimi, Jeszcze nie było
stwierdzenia, że sojusznicy nasi na Zachodzie krócej
walczyli niż nasza armia bez tych wielkich umocnień
obronnych i uzbrojenia, bez zdradliwego ciosu w plecy Związku
Radzieckiego. Powoli przychodziło uspokojenie i
refleksja. Początkowo było 5 generałów na terenie obozu:
gen. dywizji T. Piskor, gen. bryg.: A. Szylling d-ca
Armii Kraków, E. Przedrzymirski-Krukowicz d-ca
kawalerii, B. Mond i J. Kruszewski. Później, po aresztowaniu gen. Piskora, przybyło
do obozu wielu generałów, m.in. z obozu w Koenigstein (dawna
twierdza saska, gdzie m.in. więziono hr. Cosel). Byli wśród
nich: admirał J.Unrug d-ca floty i obrony Helu; generałowie
dywizji: J. Rómmel d-ca Armii Łódź i Wł.
Bortnowski d-ca Armii Pomorze; dowódcy wielkich
jednostek: gen. T. Kutrzeba d-ca Armii Poznań, gen. W.
Tommee - d-ca twierdzy Modlin, gen. I. Sadowski d-ca
grupy operacyjnej Śląsk; d-cy jednostek kawalerii: Wł.
Podhorski, R. Abraham i inni. Pierwszym najstarszym obozu był
gen. Piskor a po jego aresztowaniu od 12 listopada 1939r.
gen. A. Szylling, ale już w 1940r. po przybyciu generałów
z Koenigstein najstarszym obozu został
gen. Jako ciekawostkę należy
odnotować fakt łączący się z osobą adm. Unruga, który
mimo wykształcenia niemieckiego z Niemcami rozmawiał
tylko przez tłumacza. Zdarzyło się, że Admirał
otrzymał paczkę na swoje urodziny, którą miał
odebrać adiutant a potwierdzenie odbioru powinno być
podpisane przez Admirała. Adiutant przyniósł paczkę,
w której ciasto zostało pokruszone przez rewidującego
Niemca. Admirał odmówił przyjęcia paczki i
pokwitowania oraz polecił odnieść ją do komendy.
Komendant, gen. Schemmel przysłał oficera niemieckiego
por. Freisingera z przeprosinami, ale Admirał nie chciał
z nim rozmawiać. Wtedy komendant niemiecki poprosił,
aby Admirał zechciał przyjść do komendantury dla wyjaśnienia
sprawy. Wraz z kpt. Kokocińskim udali się do komendanta.
Admirał został przeproszony, pokwitował paczkę, ale
odmówił jej zabrania. Pokwitowanie paczki było
potrzebne urzędnikowi pocztowemu, dla którego było nie
do pomyślenia, aby paczka nie została pokwitowana. Cała
rozmowa odbyła się za pośrednictwem kpt. Kokocińskiego,
mimo że przecież wiedziano, że admirał Unrug był
bohaterem niemieckiej flotylli łodzi podwodnych w I
Wojnie Światowej, kończył nie tylko niemiecką szkołę
średnią ale i Wojenną Szkołę Sztabową i znał świetnie
język niemiecki. Admirał zachowywał się w stosunku
do Niemców, jak żołnierz, który nie pozwala na lekceważenie
swojego stopnia. Inna ciekawostka dotyczącą adm. Unruga -
jeszcze z czasów przedwojennych - to fakt związany z
pogrzebem króla Anglii Jerzego V w 1936r. Rząd RP
wyznaczył adm. Unruga na delegata polskiego na pogrzeb,
jednakże rząd brytyjski odmówił przyjęcia admirała,
który był oskarżony przez Wielką Brytanię przed Międzynarodowym
Trybunałem w Hadze jako zbrodniarz wojenny - za
zatopienie wielu alianckich statków w czasie I Wojny
Światowej. W tej sytuacji wyznaczono na delegata
kontradmirała Świrskiego. Jednak po II Wojnie Światowej
adm. Unrug został przez tychże Anglików zaproszony
do Londynu do współpracy ze sztabami floty angielskiej.
Generałowie nie musieli
wychodzić na apel. Podoficer niemiecki sprawdzał ich
obecność na kwaterach. Generałom przydzielono też
pomieszczenie na paczki otrzymywane z Czerwonego Krzyża
lub od przyjaciół i innych instytucji. Tak jak wśród niższej szarży tak i między
nimi występowały różne animozje. Publiczną tajemnicą
była niezgoda między gen. W. Tommee a gen. J. Rómmlem.
Szereg razy dochodziło do kłótni na temat działalności
wojennej w 1939r. Gen. Rómmel był dowódcą Armii Łódź
a gen.Tommee dowódcą grupy operacyjnej podlegającej
tej armii. Z chwilą gdy zagony pancerne gen. Reichenau
zbliżały się do Piotrkowa i Łodzi, generał Rómmmel
z całym sztabem wycofał się do Warszawy, pozostawiając
grupę operacyjną gen. Tommee własnemu losowi. Generał
Tommee nazwał to ucieczką. Samemu, z częścią żołnierzy,
udało mu się dotrzeć do Modlina, twierdzy, której
bronił do kapitulacji Warszawy. Z powodu zarzutów
natury wojskowo-organizacyjnej gen. Tomme nie chciał mieć
z Rómmlem żadnej styczności. Poza tym widziało się wśród generałów
samotników. Do takich należeli gen. Bortnowski i gen.
Alter - może gorzko wspominający losy wojny. Np. do gen.
Bortnowskiego miano pretensję, że był dowódcą, który
zajmował Zaolzie w 1938r. Podziały polityczne wśród generałów były
bardzo wyraźne: na zwolenników gen. Sikorskiego i gen.
Andersa. Należy pamiętać, że gen. Sikorski w czasie
wypadków majowych w 1926r. był d-cą OK Lwów i nie był
zwolennikiem rządu Wojciechowskiego, w którego
otoczeniu był Anders. Byli wreszcie generałowie
sanacyjni. Nie mogło więc być mowy o jakiejkolwiek współpracy
między tymi grupami. Dochodziły do nas młodszych
oficerów ich kłótnie i niesnaski. Toteż z chwilą zakończenia wojny rozjechali
się po świecie, bo nie było dla nich miejsca ani w II
Korpusie ani w innych jednostkach znajdujących się na
Zachodzie. Przysłowiowa sytuacja - 2 dragany, 4
kapitany. Myśmy się jednak odnosili z
szacunkiem do wszystkich generałów, mimo że wiele było
pod ich adresem powtarzanych dowcipów i śmieszności,
takich jak to, że w obozie oprócz gen. dywizji i generałów
brygady mamy trzech generałów broni - Rómmla bo
broni syna, Drapelle bo broni robra i
Taczaka "broń Boże" - o chodził
zaniedbany i z nie zapiętym rozporkiem. Powtarzano również,
że gen. Mond - Polak pochodzenia żydowskiego to
najgorliwszy katolik, bo w garnizonie Wilno osobiście
sprawdzał przed kościołem oficerów przychodzących do
spowiedzi wielkanocnej. Nie były to jednak dowcipy złośliwe,
raczej pełne serdeczności. A
oto pełna lista generałów jeńców w Oflagu VIIA w
Murnau: gen. dyw.: Władyslaw Bortnowski Tadeusz
Kutrzeba Tadeusz Piskor Juliusz Rómmel gen. bryg.: Roman Abraham Franciszek Alter Władysław Bończa-Uzdowski Leopold Cehak Walerian Czuma Franciszek
Dindorf-Ankowicz Juliusz
Drapella Janusz Gąsiorowski Edmund Knoll-Kownacki Wincenty
Kowalski Jan Kruszewski Czesław Młot-Fijałkowski Bernard Mond Zygmunt
Piasecki Konrad
Piekarski Włodzimierz
Podhorski Emil
Przedrzymirski-Kawkowicz Bronisław
Przyjałkowski Jan Andrzej
Sadowski-Jagmin Antoni Szylling Stanisław
Taczak Wiktor Tommee Julian
Stanislaw Zulauff adm. Józef Unrug Wśród młodych oficerów
cieszyli się dużą sympatią Abraham i Mond. To byli
generałowie, którzy dzielili się nawet swoimi zapasami
żywności i często przebywali wśród młodzieży
oficerskiej. Oni często odwiedzali garaże, piwnice i
strychy. Nie był lubiany Rómmel, niedostępni byli
Bortnowski, Szylling, Kutrzeba i adm. Unrug ale wraz z Gąsiorowskim
budzili duży szacunek. Gen. Gąsiorowski d-ca 27 dywizji Częstochowskiej
przed wojną w okresie rządów Marszałka Piłsudskiego
był przez parę lat szefem Sztabu Generalnego i pracował
naukowo - opracowywał zagadnienia z zakresu psychologii
ze szczególnym uwzględnieniem spraw wojskowych. Wiem o
tym od niego, bo dowiedziawszy się, że otrzymałem ze
Szwajcarskiego Czerwonego Krzyża w języku francuskim
podręcznik Psychologia jednostki i tłumu oraz Die
Uberraschung im Krige gen. Rupperta i Nową teorię
płac Keynsa, doradcy ekonomicznego Churchilla, rozmawiał
ze mną o tych sprawach. Byli tacy, jak gen. Drapella, który całymi
godzinami grał w brydża. Większość generałów opracowywała swoje i
swoich oddziałów działania w Kampanii Wrześniowej.
Oczywiście przy pomocy młodszych oficerów. Wydana w
kraju Wojna 1939 Rómmla była dziełem głównie
jego oficerów z szefem sztabu płk. dypl. Pragłowskim. Na ogół mieliśmy mało wiadomości o działalności
i życiu generałów w obozie, ponieważ byli nieprzystępni.
Być może, że zajmowali się pitraszeniem posiłków,
bo paczek otrzymywali sporo. Może pisali wspomnienia.
Nie byli jednak organizatorami działalności wśród
oficerów młodszych, działalności, która dałaby
korzyść i pracę w przyszłej Polsce. * * * Niemieckich komendantów obozu
w Murnau było w ciągu pięciu i pół lat pięciu: w
1939 r. dr Frei, w 1940 gen Scheumel, w 1942 płk baron
von Troschke, 1943 płk Oster - oficer starej daty, budzący
szacunek. Ostatnim, w 1944 r, był gen. Petri -
partyjny hitlerowiec. Jego to właśnie widziałem po raz
ostatni w dniu uwolnienia naszego obozu przez VII Armię
USA gen. Bradleya. Gen. Petri trzymał się kurczowo
maski samochodu prowadzonego przez amerykańskiego żołnierza
- Murzyna. Obok kierowcy siedział biały podoficer.
Samochód jadący w kierunku Monachium przejechał obok
bramy obozu a kierowca uśmiechał się szeroko z uciechą,
że oto ten niemiecki generał siedzi na masce a czerwone
wyłogi generalskiego płaszcza trzepoczą na wietrze. A
jechał chyba z prędkością 60 km/godz. Ten, którego pamiętam najlepiej to płk baron
von Troschke, który chwalił się znajomością języka
polskiego, witał się przez dzień dobry panowie,
ale straszliwe w tej polszczyźnie robił błędy. Np. w
pierwszym przemówieniu do nas zapewniał, że wojna
przegrana, będziemy mieli Polskę terytorialnie
mniejszą, ale ortograficznie czystą. Był on
oficerem starej daty, jego zachowanie było więc pełne
szacunku dla nas i godności. Oficerem obozowym witającym nas Guten
morgen, meine Herren i przyjmującym raport od
podoficera liczącego ilość jeńców, najczęściej
sierżanta Buscha, był por. Diemmert, typowy niemiecki
urzędnik w binoklach, ubrany w mundur wojskowy, grzeczny
i nie wykazujący pruskich manier ani buty. Oficerem wywiadowczym był Niemiec - Ślązak,
leutnant Oleschko, umiejący posługiwać się gwarą śląską
i węszący po całym obozie za radiem. Do końca niewoli
nie udało się Niemcom wykryć radia. Dalszymi oficerami obozowymi byli bracia
Freisingerowie, znający dobrze język polski. Do wybuchu
wojny mieszkali w Warszawie i prowadzili
przedstawicielstwo fabryki w Monachium. Sklep ich z łożyskami
kulkowymi znajdował się przy ul. Królewskiej w
Warszawie. Należeli oni do klubu sportowego Legia
i stale grywali w tenisa na kortach na Agrykoli i
spotykali się tam z oficerami polskimi, też amatorami
tego sportu. Prawdopodobnie uprawiali szpiegostwo.
Opowiadał mi o nich mjr dypl. Władysław Bydliński, w
latach trzydziestych studiujący w Wyższej Szkole
Wojennej w Warszawie a w latach 1937-39 w podobnej
francuskiej w Paryżu. W obozie bracia Freisingerowie
zajmowali się głównie cenzurą listów i paczek. Oprócz w/w personelu był jeszcze rtm Haber,
wiedeńczyk. właściwie nie wiadomo w jakim charakterze
przebywający w obozie. Przyjechał chyba w 1943r. Wysoki.
szczupły, elegant. Po naszym uwolnieniu nie aresztowano
go i mówiono, że pracował dla wywiadu brytyjskiego i
że donosił gen. Rómmlowi o zamiarach Niemców -
rewizjach, aresztowaniach, informował o rzeczywistej
sytuacji militarnej itd. W każdym razie amerykański
posterunek w Murnau nie aresztował go, a on i płk
Oster, który był dla nas uprzejmy oraz Niemka, która
dostarczyła do obozu radio i pomagała Polakom zesłanym
na roboty w ten rejon, otrzymywali podobno zaopatrzenie z
kwatermistrzostwa amerykańskiego. Podoficerem, który dał się poznać od
najgorszej strony był Busch. M.in. zastrzelił on
jednego podporucznika - nazwiska nie pamiętam - tuż
przed wyzwoleniem. Była też z nami w Murnau grupa gestapowców i
podobno batalion SS, który przygotowywał całkowite
zniszczenie obozu. Wojska pancerne gen. Bradleya udaremniły
te plany. < powrót > |
|
< Strona główna > < Droga do Murnau >
< Muster
lager oflag VII A w Murnau >
< Generałowie
i Komendantura > |